Rozmiar: 0,7 MB. Data premiery: 2013-03-08. Każdy sprzedawca w empik.com jest przedsiębiorcą. Wszystkie obowiązki związane z umową sprzedaży ciążą na sprzedawcy. Za wysłanie produktu odpowiada sprzedawca. Podwójne życie lady Marryn 13,90 zł. Opis produktu Informacje szczegółowe Recenzje. *L1b(BD-1080p)* Peggy Sue wyszła za mąż Streaming Polska Napisy *lBm(BD-1080p)* Piercing Streaming Polska Napisy Podwójne życie Weroniki Film kompletny Wydawało ci się, że wszystko między wami jest „OK”. Jasne, jak każda para macie czasem gorsze dni. Są spięcia, awantury. W końcu wciąż się docieracie, a każde z was próbuje przeforsować swoje zdanie. Podwójne życie Angeliki Odc.3 częśc 3_arc. Telcie. 10:15. Życie Buddy CZĘŚĆ 3. Sasana.pl. 13:40. mój mały kucyk przyjaźń to magia Sezon 4 Odcinek 1,2,3 Kalina i Wojtek to małżeństwo z wieloletnim stażem. Kobieta jest wzorową matką, żoną i synową. Kalina stara się jak tylko może, wszystkim usługuje lecz nikt tego nie docenia. Rodzina pomiata nią na każdym kroku. Jednak wszytko zmienia się, gdy pewnego dnia Kalina odkrywa, że jej mąż prowadzi podwójne życie. Mama Piotra Swenda w jednym z wywiadów dla Pytania na Śniadanie podkreślała, że chociaż syn świetnie sobie radzi, to do końca będzie potrzebował wsparcia rodziny i nie będzie w pełni samodzielny. Piotr Swend wiedzie spokojne i szczęśliwe życie, w którym praca stała się jego największą pasją. . fot. Adobe Stock Ta historia zaczęła się całkiem banalnie. Wstałam pewnego dnia i spojrzawszy za okno – za którym rozciągała się szara, przysypana śniegiem i zasnuta mgłą panorama Warszawy – zbuntowałam się… Zbuntowałam przeciwko wszystkiemu, co było do tej pory treścią mojego życia – monotonii kolejnych dni, rutynie i wrażeniu samotności, którego doświadczałam będąc wśród ludzi. Chciałam uciec Każdy z nas miewa czasem takie nastroje – swoje „małe tęsknoty, ciche marzenia” – jak w znanej piosence. Chandry, które przychodzą jak niespodziewany ból głowy. Upiłam łyk gorącej kawy i odruchowo sięgnęłam po pilota. Na ekranie, który nagle rozświetlił mój ciemny pokój, pojawiły się palmy kołyszące się na wietrze w promieniach zachodzącego słońca, łodzie z pełnymi żaglami prujące fale błękitnego morza i ławice kolorowych ryb płynące majestatycznie ponad rafami. W głowę wcisnął mi się reklamowy slogan: „Red Sea Riwiera – miejsce, gdzie słońce świeci codziennie i przez cały rok”. – To znak od losu – pomyślałam.. – Do Egiptu? Zwariowałaś? Przecież wiesz, że nigdzie nie mogę się ruszyć – irytował się Andrzej. Gdybym teraz wziął urlop, wszystko by się posypało. Może, jeśli nic się nie wydarzy, to za rok. „Nic się nie wydarzy” – pomyślałam z sarkazmem. Przez dziesięć lat naszego małżeństwa zawsze się coś wydarzało. Mój mąż był po prostu ekstremalnym przykładem odludka i domatora przypiętego do komputera. – Jeśli tego potrzebujesz, jedź sama, albo z Kasią – powiedział w końcu. Ostatnio prawie nie rozmawialiśmy. Mijaliśmy się, pochłonięci własnymi sprawami. Na wspólnych wakacjach nie byliśmy od czasów studenckich. Nawet weekendy spędzaliśmy oddzielnie. Sama nie wiem, dlaczego liczyłam na to, że tym razem się zgodzi… Pojechałam tam sama Do hotelu dotarłam nocą. Po prawie czterech godzinach lotu i dwóch godzinach w autokarze. Byłam tak zmęczona, że natychmiast usnęłam. Obudził mnie promień słońca wpadający przez niedomkniętą okiennicę. Wstałam i wyszłam na taras. Przede mną rozpościerała się błękitna zatoka, skrząca się refleksami wschodzącego właśnie słońca. Ograniczona z obu stron potężnymi brązowo-czerwonymi wzgórzami z szeroką, upstrzoną trzcinowymi parasolami plażą, tworzyła, wraz z przyhotelowym parkiem, perfekcyjną całość. Poczułam nagły przypływ adrenaliny. Zarzuciłam lekkie jedwabne pareo i pobiegłam na śniadanie. – Mam na imię Dżamil. Czy mógłbym w czymś pomóc? – usłyszałam nagle miły męski głos, gdy stojąc w progu, rozglądałam się za stolikiem. Odwróciłam się i zobaczyłam niezwykle przystojnego młodego chłopaka w hotelowym uniformie. – Jestem Ania. Przyjechałam wczoraj i szukam stolika. – Jestem tu właśnie po to, żeby ci w tym pomóc… proszę, idź za mną. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Dżamil mówi po polsku. – Skąd znasz polski? – spytałam. – Przez trzy lata studiowałem w Łodzi. Znam też rosyjski, czeski i angielski. Dzięki temu mam tu pracę. Opiekuję się turystami z tych krajów. Tu jest pięknie, zobaczysz – powiedział, przysuwając mi krzesło. Poczułam delikatny imbirowy zapach podobny nieco do tego, który wydzielała moja herbata, którą w domu popijałam przed snem. Zapach Orientu – przemknęło mi przez myśl… Tu naprawdę jest pięknie, pomyślałam przymykając oczy. Od 3 lat mam romans Po raz kolejny już siedzę w samolocie lecącym na południe. Zostawiam za sobą szarą część mojego życia. Zdążam po kolejną porcję słońca, beztroski i radości u jego boku. Jestem jak dr Jekyll i Mr. Hyde. Prowadzę podwójne życie, mam podwójną osobowość, ale nie miewam już ani chandr, ani zmiennych nastrojów. Nie buntuję się już i nie spalam. Dawno uciszyłam wyrzuty sumienia. Przeżywam na przemian okresy snu i jawy. I tak jest mi dobrze. Nie chcę myśleć o przebudzeniu, choć wiem, że kiedyś ono nastąpi. Czytaj także:Mój partner ma 38 lat, jego nowa kochanka 20. Nie pozwolę mu odejść, mamy dziecko!Chciałam usunąć ciążę. Miałam 43 lata, co ludzie powiedzą?! A jak urodzi się chore?Kłamię, że jestem bogata, ale moi rodzice żałują mi 15 zł na bluzkę. Mam znaleźć sponsora?Mój mąż mnie zdradza?! Tak twierdzi moja sąsiadka, ale prawda okazała się innaByłam alkoholiczką, wylądowałam na dnie. Gdy wytrzeźwiałam, zaczęło się psuć moje małżeństwo Dzień dobry... Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało. Ania Ślusarczyk (aniaslu) Zaloguj Zarejestruj Dzisiaj Dzień Ojca i z tej okazji zapraszam cię do wysłuchania rozmowy, której bohaterem jest Patrick Ney. Psycholog, doradca rodzicielski, tata dwóch córeczek, urodzony w Anglii, co w tej historii ma również znaczenie ;) Posłuchaj rozmowy Natomiast o 17:00 zapraszam Cię na live z Agnieszką Hyży - porozmawiamy o rodzicielstwie, macierzyństwie i oczywiście o ojcostwie. O tym co robić z "dobrymi radami". Dołącz reklama Starter tematu aniaslu Rozpoczęty 18 Sierpień 2014 aniaslu Administratorka czyli ja tu rządzę ;) #1 Historia, którą ostatnio usłyszałam podobno wcale nie jest rzadkością, ale zacznijmy od początku. Wyobraź sobie, że jesteś w związku już X lat. Macie dziecko, układa Wam się nieźle, w każdym razie tak ci się wydaje i nagle przychodzi Twój mąż i oświadcza, że zasadniczo to on teraz chce być z inną panią, ale przemyślał sytuację i dla dobra dziecka postanowił, że on będzie spędzać w domu dzień, a nocą, kiedy dziecko zaśnie wyjdzie do tej pani. Ponadto czasem będzie spał z Tobą w łóżku żeby dziecko czuło się komfortowo. Dodatkowo liczy na wspólne obiady, śniadania i uważa, ze to fantastyczny pomysł, bo przecież dziecko spokojnie będzie się rozwijać, sprawy rozwodowe są kosztowne i się ciągną a ty nie zostaniesz porzuconą matką. Wszyscy powinni być szczęśliwi. Brzmi, jak idiotyczny żart, ale to prawda. I co ty na to? Czy zmienia się nam obyczajowość? Jak na takie coś zareagować? Ostatnia edycja: 18 Sierpień 2014 reklama #21 Czego facet szuka u rozrywki,w domu są obowiązki,czasami człowiek nie ma czasu zjeść spokojnie,bo tyle spraw do ogarnięcia,a u "laluni" jest luzik,mozna sie oderwac od rzeczywistości...ale wszystko jest do czasu,dreszczyk emocji jest poki trzeba sie ukrywać ,kombinować,a jak juz sie wyda to i z kochanką zaczyna sie szare zycie,bo jak to mówią "wszystko co jest nowe ,tez zrobi sie kiedys stare" i czar kochanki pryska jak bańka mydlana.. Pozdrawiam reklama #22 Potrafię zrozumieć znudzenie partnerem, ale takie rozwiązanie jest mocno naciągane. Co z małżonką? A może ona woli rozstać się z tym pożal się Boże mężem i także ułożyć sobie życie na nowo? A dziecko? Że niby niczego się nie domyśli? Mówię stanowczo nie takiej kombinacji. Czy to w ogóle może wypalić? Szczerze, to wolałabym pozostać sama z dzieckiem niż żyć w takiej chorej fikcji. #23 Jak dla mnie historia trochę na wyrost i nieco przerysowana a jeżeli się mylę to dla mnie bardzo niedorzeczna. Ok plus dla faceta za szczerość, ale jak dla mnie cała ta sytuacja nie do przyjęcia. Lepiej się rozstać niż żyć razem w takim zakłamaniu..a co dobra dziecka..hmmm dzieci wyczuwają pewne rzeczy..wiec... #24 Czego facet szuka u rozrywki,w domu są obowiązki,czasami człowiek nie ma czasu zjeść spokojnie,bo tyle spraw do ogarnięcia,a u "laluni" jest luzik,mozna sie oderwac od rzeczywistości...ale wszystko jest do czasu,dreszczyk emocji jest poki trzeba sie ukrywać ,kombinować,a jak juz sie wyda to i z kochanką zaczyna sie szare zycie,bo jak to mówią "wszystko co jest nowe ,tez zrobi sie kiedys stare" i czar kochanki pryska jak bańka mydlana.. Pozdrawiam bardzo dobrze napisane ogólnie to brak słów!!! #25 podejrzewam że niejeden facet wpadnie na taki pomysł ale dla mnie kobieta która na to się zgodzi nie ma własnego honoru i widocznie jest ślepa że idzie na taki układ #26 czytam pierwszy wpis, czytam i tak sobie myślę że tylko facet mógłby wpaść na coś takiego... odwróćmy sytuację: kochanie, wiesz po ślubie tyle już lat jesteśmy, przestało mi wystarczać to że "jesteś i już" potrzebuje dreszczyku emocji/zrozumienia/wsparcia/oderwania się od garów i pieluch więc zajmij się dziś dzieciem, wykąp, nakarm, bajkę przeczytaj a ja sobie do kochanka skoczę. Ale spokojnie nie przejmuj się na śniadanie wrócę także omlet z dwóch jajeczek z szyneczką spokojnie możesz tak na wstawić. I zobacz jak cudownie, ja ci głowy nie susze swoimi problemami, nie marudzę o grę wstępną, możesz sobie spokojnie po położeniu dziecia spać piwko wypić, meczyk obejrzeć, po jajcach się podrapać. No i nie martw się kochany bo w co drugą środę miesiąca będę spała z tobą. I zobacz jak będziemy sobie żyć szczęśliwie, dziecie szczęśliwe bo odstresowaną mamusię będzie miało, ty szczęśliwy bo żona zrzędzić przestanie. Układ idealny, czyż nie? nosz kurna... gość17 Gość #27 Dokładnie. Co za ojciec proponuje coś takiego wiedząc, że dziecko dorasta i może obudzić się z lękiem w nocy i nie mieć oparcia w ojcu i zastanawiać się, gdzie Tata poiszedł. Pomijam już wszelkie wzorce, atmosfere, która wpływa na osobowosc dziecka. Po pewnym czasie dowie sie, ze to tylko fikcja a jego obraz pieknej rodzinnej wiezi prysnie, gdy uswiadomi sobie jaka to była gra- przez tyle lat. " A Ty nie bedziesz samotnie wychowującą matką"- nawet po rozstaniu malzonków takich matek nie powinno być, rozwód nie zwalnia z ojca z wychowywania dziecka, z towarzyszenia mu w życiu. Czy lepszy jest taki układ dla dziecka jak zaproponowano- NIE. Nie można wychowywać opierając się na kłamstwie, nie można uczyć miłości klamiąc i pokazując fałszywą miłość. Nawet jeśli jest samotny rodzic stara się On nawiązac taka wiez by pokazać, co to znaczy kochać. Tutaj dziecko nie oitrzymuje tej szansy- nie nauczy sie prawdziwej milosci bop w domu rodzinnym jest zakłaamanie i obojętność. Albo rozstać się w odpowiednim czasie i minimalizując ból dziecka, albo zastanowić czy ten chwilowy rozmans nie zepsuje czegoś o wiele bardziej cennego- co ma fundamenty i prawo, by istnieć. Osobiscie, gdyby maz mi cos takiego powiedzial potraktowałabym to jako podwójny cios niż jakby odszedł. Zapewne sam otrzymałby plaskacza. Współczuje kobietom ( bo mysle, ze takie istnieja), które mają niskie poczucie wartosci, które nie znaja zycia poza swoim mezem i tak boja sie zmiany i tego, ze sobie nie poradza, tak sa jednoczesnie uzaleznione od tej osoby, że sie godzą. Godzą ze strachu a nie wygody. Pozdrawiam Szczerość? No może to i szczerość. Jednak szkoda, że zabrakło szczerości wobec świata. Dla żony sytuacja koszmarna, a że jeszcze wymyślił spanie w jednym łózku, to już niewiarygodna beczelność - zgadzam się tu z kasia-matiy. Co za dzieciak będzie na tyle głupi, że nie zauważy, jak kochający ojczulek się wymyka? Czułości też udawać się nie da. A ciekawe swoją drogą, jak długo kochanka to wytrzyma - takie zawieszenie w powietrzu? Oj, dobrze wymyślił, w ten sposób obie są na jego usługi. #28 Jak dla mnie rozwiązanie sprawy jest proste - pójść do prawnika, złożyć pozew o rozwód i cieszyć się życiem bez takiego "męża" #29 Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić takiej sytuacji,ale jak to mówią zycie potrafi pisać rózne scenariusze Nie wiemy nic o tej kobiecie,ale wydaje mi sie że żadna kobieta która ma poczucie własnej wartości nie zgodziła by sie na taki układ,jest to chora sytuacja..ja bym takiego "Gogusia" pogoniła lotem,to nie jest człowiek do zycia ,bo on jest bez żadnych wartości egoistą taki Piotruś Pan.. reklama #30 Coraz czesciej spotykam się z tego typu histriami, za każdym razem zadaje sobie pytanie gdzie te wartosci ktore mielismy wpajane w dziecinstwie, ludzie stali sie bardzo wygodni, zamiast walczyc o swoje szczescie, wola szukac.. osobiscie znam pare w ukladzie maz, kochanka , żona. Podzial jest taki, że maz zyje z zona od poniedziałku do srody, z kochnką od czwartu do soboty a niedziela jest dla niego. Maż ma dwoje dzieci z zona i jedno dziecko z kochanką, niejednokrotnie żona opiekuje sie dzieckiem kochanki i odwrotnie. Wakacje maz ma dwa razy jeden tydzien z zona jeden tydzien z kochanka. Żona ma przywilej, że mieszka w domu a kochanka na wyjnamowanym mieszkaniu. Ludzie na poziomie. sympatyczni. zapytani kiedys dlaczego tak zyją maz odpowiedział, że dzieki temu są szczęśliwi, że mają czas odpocząc od siebie, pojawia się nutka rywalizacji między kobietami. która lepsza, więc kazda daje z siebie 200% !! Kobiety milczały !! Odniosłam wrażenie, że ndchodzą do nas zwyczaje krajów w ktorych kobieta rodzi się po to aby słyzyc męzczyznie a kobiety swiadomie się na to zgadzają ! Kompletnie nie mam pojecia i nie umiem znalesc wytlumaczenia dlaczego tak się dzieje. do niedawna sama sprawa rozwodu była nie do przyjecia a teraz stała sie czym na porzadku dziennym. Dzeciom rozstanie tłumaczy się innym pogladem na życie, ale czy oni kiedykolwiek starali sie spojrzeć na świat w ten sam sposob ? Pierwsze objawy pamięta doskonale. Rozstępy i cellulit po ciąży. Potem - kurze łapki pod oczami i zmarszczki w końcówkach ust. Później - kilka zbędnych kilogramów, lekki drugi podbródek i nie tak jędrna skóra jak kiedyś. - Zaczęłam się starzeć, jak każda z nas, ale wcale nie chciałam tego zaakceptować - zwierza się Anita. - Nie to, żebym biegała po mieście w kusych spódniczkach na ośmiocentymetrowych szpilkach, ale w mojej głowie stale mam trzydzieści lat. Ubieram się w dżinsy, rozjaśniam włosy i używam markowych kosmetyków, żeby młodziej wyglądać. I wciąż się cieszę, jak panowie robotnicy z jakiejś budowy gwiżdżą za mną z uznaniem. Albo pokrzykują: te, lala, chodź do nas! Waldka poznała w kwietniowy wieczór, na siłowni w pewnym poznańskim centrum handlowym. Najpierw pogadali o niczym, czyli o pogodzie, o "długich" ruchach, jakie instruktor każe robić na niektórych przyrządach i kogo co bolało po pierwszych kilku zajęciach. Potem poszli na sok do kafejki przy fitness klubie. A potem poszło już z górki. - Imponowało mi, że on ma tylko 28 lat, a interesuje się kobietą taką, jak ja - wyznaje Anita. - Nie jest to może klasyczne "ciacho", ale jednak umięśniony, wysoki facet o zielonych oczach, który fajnie żartuje, jest wrażliwy i nieźle się ubiera. Ja myślę, że wcale nie chodziło mi o kino, kwiaty i czekoladki, tylko o to, żeby przekonać samą siebie, że mogę się jeszcze podobać. Mąż nie wie o romansie Anity, syn nawet się nie domyśla. - Chcę, żeby tak zostało - deklaruje Anita. - Ja ani myślę rezygnować z domu, rodziny czy mojego poukładanego życia, nie zależy mi też, żeby koleżanki mi zazdrościły młodszego kochanka, sama dla siebie potrzebuję wyrazów akceptacji i uznania dla mojego wyglądu. A jak to się skończy? Nie wiem, zobaczymy. Dorota Kotarska, psychoterapeuta z Łodzi, doskonale rozumie Anitę. - A pani, gdyby miała do wyboru, to chciałaby mieć kochanka 60-letniego czy 30-latka? - pyta mnie retorycznie. - Pewnie, że 30-latka - rozmarzam się delikatnie. - No dobrze - zgadza się Dorota. - A gdyby nawet się pani z nim przespała, to o czym byście potem rozmawiali? Co mu ostatnio powiedziała jego mama, z którą pewnie jeszcze mieszka? Czy o której musi wracać do domu? Dorota ma 53 lata i niejednokrotnie była zaczepiana przez młodszych mężczyzn. - Mieszkałam przez 20 lat we Włoszech, tam mężczyźni mają o wiele mniej oporów przed poderwaniem kobiety - obojętnie w jakim wieku. Ale nigdy się nie zgodziłam na randkę z młodszym. I nie mam zamiaru się godzić. Myślę, że dlatego, że sama mam syna w wieku 25 lat i dla mnie romans z młodziakiem byłby rodzajem kazirodztwa - zamyśla się Dorota Kotarska. - Ale mam koleżanki, które poszły w tym kierunku i znalazły sobie młodszych partnerów - czy to na chwilę, czy na stałe. One jednak mają córki, a nie synów, więc może patrzą na młodych mężczyzn inaczej niż ja. Zdaniem psychoterapeutki, tego typu związki nie mają nic wspólnego ze starzeniem się, tylko z tym, że kobiety dziś mogą sobie pozwolić na o wiele więcej niż 20 lat temu. Poza tym - kto nie lubi patrzeć na ładnego, młodego człowieka? I dlaczego, jeśli ją stać, kobieta nie ma sobie wziąć do łóżka przystojnego trzydziestolatka? A facet może? - Dziś, gdy wszystko jest na sprzedaż, nawet cnoty dziewcząt na aukcji w internecie, młody kochanek także jest towarem - twierdzi Dorota Kotarska. - Towarem, którego koleżanki będą ci zazdrościć. Że ciebie na niego jest stać, a je - nie. Bo to, co mnie podnieca... Ewelina widzi te sprawy inaczej. - Pocztą pantoflową dowiedziałam się, że istnieje w Poznaniu agencja towarzyska dla pań - opowiada Ewelina. - Zadzwoniłam na podaną przez koleżankę komórkę, odebrał pan o miłym głosie i zaproponował mi spotkanie z chłopakiem, lat 24, w hotelu na kolacji. Jeśli mi się spodoba - pójdziemy do pokoju i wtedy zapłacę 300 złotych z usługę. Jeśli nie - uiszczę rachunek za kolację i jesteśmy kwita. Pierwszy amant nie przypadł Ewelinie do gustu. - Inteligentny, choć zapatrzony w siebie, taki emocjonalny gówniarz - wspomina Ewelina. - Mówiący raczej o sobie niż nastawiony na słuchanie tego, co ja bym chciała mu opowiedzieć. Poza tym - średnio przystojny. Ale drugi okazał się w porządku. Spotkałam się z nim cztery razy. Zawsze był ten sam scenariusz - dobra kolacja, drogie wino, potem seks w hotelowym pokoju i pa pa, kochany! Bo Ewelina nie szuka związku, ma męża i dwoje dorastających dzieci. Chodzi jej o seks z młodszym partnerem, o faceta, który ma zamiast brzucha kaloryfer i długie, umięśnione nogi. - Mój mąż jest kochanym człowiekiem - twierdzi Ewelina. - Ale ciało ma już sflaczałe, choć ma dopiero 51 lat. Nigdy nie lubił sportu i nigdy o siebie nie dbał. Pali papierosy, lubi tłusto zjeść i po pracy posiedzieć przed telewizorem. Rozmawiamy ze sobą, ale seks jest tak straszną rutyną, że nie sprawia mi już przyjemności. A to, co mnie jeszcze w życiu podnieca - to fajny, trochę wyuzdany seks. Z chłopakiem z agencji - mam to, jak w banku. Michał w ubiegłym roku sam się zgłosił do internetowej agencji towarzyskiej. W tygodniu pracuje, choć można go wynająć po dziewiętnastej, w weekendy świadczy usługi przez cały dzień. W ogłoszeniu napisał o sobie, że ma 180 centymetrów wzrostu, czarne włosy i 33 lata. Za noc liczy sobie 1000 - 1200 złotych, za godzinę tylko stówkę. - Ale jest tak fajnie, że rzadko kiedy panie decydują się przerwać zabawę po godzinie - śmieje się Michał. - Kim są jego klientki? - Świetnie "zrobionymi" babeczkami po czterdziestce - tłumaczy. - Tu nie chodzi o urodę, nie mam w tym względzie większych wymagań, ale o to, że one są zadbane, pachną dobrymi perfumami i są po liftingu czy botoksie. I rzadko kiedy są głupie. A czego szukają? - Oprócz seksu - ciepła, rozmowy, zainteresowania. I żeby im powiedzieć kilka komplementów. One się wtedy tak ładnie żenują, widać, że od dawna nikt im nie mówił niczego naprawdę miłego - martwi się Michał. - Tu dochodzi także wątek władzy - tłumaczy Dorota Kotarska, psychoterapeuta. - Pani płaci za usługę, pani wymaga. Pani dyktuje warunki, a chłopak musi je spełnić, inaczej nie zarobi. Więc jeśli ona nawet nie najlepiej wygląda, ma nadwagę czy brzydko się starzeje, on nie może się odwrócić i odejść. Jest w pracy. Monika także jest w pracy. Tak w każdym razie myśli jej mąż. Monika pracuje w poznańskim wydawnictwie, często musi ślęczeć nad korektą czy ostatecznym wyglądem książki wieczorami, czasem też w weekendy. Ostatnio pracuje znacznie więcej niż kiedyś, a to dlatego, że praca dostarcza jej alibi. - Krzysztofa poznałam na targach książki - opowiada. - Rozmawialiśmy na tematy branżowe, wcale nie miałam wtedy ochoty na romans. Pogadaliśmy i poszliśmy każde w swoją stronę. Wymieniliśmy wizytówki. Wieczorem on zadzwonił, a ja byłam zażenowana. Mam 42 lata, on - 32. Dziesięć lat różnicy. To dużo. Dbam o siebie, dobrze wyglądam, regularnie uprawiam jogę. Nie czuję się staro, ale z przykrością myślę o upływającym czasie. Że za chwilę będę ryczącą pięćdziesiątką, a nie już tylko czterdziestką. A wokół mnie same młode, ładne twarze. Nie mówiąc o tym, co serwuje nam reklama czy telewizja. Naoglądam się wokół młodych, ładnych ludzi i chcę być taka, jak oni. Dlatego, kiedy w jej życiu pojawił się Krzysztof, ochoczo dała się adorować. No i stało się. Najpierw był spacer. Luźny, bez żadnych podtekstów. Potem - kino, nikt z nich nie spieszył się do łóżka . Potem - piwo na Starym Rynku. - Nie bałam się, że ktoś mnie zobaczy - wspomina Monika. - Mąż też wychodzi na piwo z kolegami i koleżankami z pracy, dlaczego ja nie mogę. Nie jesteśmy typem zazdrośników. Do łóżka poszli po piątej randce. - Krzysztof ma swoje mieszkanie, zresztą bardzo ładnie urządzone - uśmiecha się Monika. - Stylowo i z gustem. Nigdy nie pytałam, ale czuć tam kobiecą rękę. Ile było tych rąk przede mną - nie interesuje mnie za bardzo. Teraz jest problem, bo okazuje się, że Monikę i Krzysztofa łączy już nie tylko seks. - Lubię go i zaczynam się tym martwić. Moim zdaniem taki poważny romans to prawdziwy kłopot - denerwuje się Monika. - Coraz trudniej mi kłamać w domu, coraz bardziej nudzi mnie mąż, ostatnio to już nawet na to, jak nabiera zupę na łyżkę nie mogę patrzeć. Miłość jak czekolada - Kryzys u kobiet zaczyna się dość wcześnie, bo już około 35. roku życia - wyjaśnia Iwona Jóźwiak, psycholog z Poznania. - One wtedy widzą oznaki starzenia się i szukają na gwałt nowości, czyli tego, czego nie zaznały do tej pory. Podskórnie czują, że zbliża się ostatni moment na fajne przeżycia. Jedna przestanie wtedy tak gorliwie jak dotąd zajmować się domem i pójdzie na studia, inna pokusi się o związek z młodszym partnerem. Zdaniem Iwony - młodość w związku wnosi nowe życie, nową jakość, coś, czego już w starym związku często dawno nie ma. Jest to także próba poradzenia sobie z samotnością. - Często dzieci są już wtedy na tyle samodzielne, że mama nie musi siedzieć w domu przez całe popołudnie i się o nie troszczyć. Same sobie znajdują zajęcie, znikają z kolegami, a kobieta zaczyna się zastanawiać; no tak, w pracy Ameryki już nie odkryję, mąż mnie nudzi, dzieci mniej mnie potrzebują. To może teraz zrobię dla siebie coś, czego dotąd skwapliwie sobie odmawiałam? - mówi Iwona. Zresztą dziś różnica wieku, gdy ona ma 40 lat, a on 29, nie jest aż tak widoczna. Są zabiegi kosmetyczne, diety, świetne kremy i podkłady, taka para nie będzie więc budziła estetycznego oburzenia. Jeśli ona ma 60-tkę na karku, a on 42 - to różnica będzie, niestety, widoczna gołym okiem. Marta może coś o tym powiedzieć. Co prawda ona ma 44 lata, a wygląda na 35, ale on ma dopiero 25 lat. I - jak deklaruje, gładząc ją czule po udzie - uwielbia starsze kobiety. A ponieważ Marty od dawna nikt czule po udzie nie gładził, zdecydowała się na ten romans. - Nic do niego nie czuję, to nie będzie miłość po grób - zapewnia mnie Marta. - Spotykamy się czasem na drinka, a potem idziemy do łóżka. Nie mam z nim wspólnych tematów, nic mnie z nim nie łączy. Żadne przeżycia, żadne wspólne obserwacje. On widzi świat dziecinnie, a mnie nie chce się mu tłumaczyć, jak to wygląda w rzeczywistości. Ale rzuca się na mnie, jak lew na antylopę i to mi odpowiada. No i jeszcze tak czule do mnie mówi. - Wiem, że to nie będzie moja żona - Patryk czule gładzi Martę, tym razem po ręce. - Dzieci z nią nie będę miał, zresztą ja wcale nie chcę mieć dzieci. Ale jest nam świetnie w łóżku, w ogóle, to chętnie bym ją schrupał - przytula się coraz mocniej. A Marta tryumfalnie się uśmiecha. To jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Adorację. Marta poszła by na całość tylko wtedy, gdyby czarodziejską różdżką dotknęła ją miłość. Miłość jak gorąca czekolada, gęsta, sycąca, ciemna. Wtedy tak, wtedy Marta pomyślałaby o rozwodzie. Póki co - trafiają jej się czekoladopodobne batony, więc rozwodu nie będzie. - Ale życie i tak jest fajne - cieszy się Marta. - Mam pracę, faceta, drugiego faceta, coś mnie interesuje, coś bawi, nie jest źle. A że jestem po czterdziestce? W średniowieczu miałabym szczęście, gdybym dożyła trzydziestki. Staram się o tym pamiętać. „Jestem przyzwyczajona, że biorę to, co chcę. Mężczyzn również” - brzmi kolejna z wypowiedzi. Fot. iStock Kochanki to kobiety, które często postrzegamy jako osoby bez skrupułów. Mowa o przypadkach, gdy w grę wchodzi zajęty mężczyzna. Nieważne, czy jest nim narzeczony, facet żonaty bądź nieżonaty. Myślimy o ich kochankach z niesmakiem i zastanawiamy się, jak mogą wyrządzać krzywdę innym kobietom. „Kobieta kobiecie wilkiem” – ostatnio coraz częściej można usłyszeć to zdanie i doskonale opisuje ono sytuację trójkąta miłosnego. Postanowiłyśmy dowiedzieć się, dlaczego kobiety wiążą się z zajętymi mężczyznami, chociaż w każdej chwili mogą znaleźć faceta bez zobowiązań. Okazuje się, że powodów jest wiele. Na forach internetowych znalazłyśmy mnóstwo wypowiedzi na ten temat. Niektóre z nich są szokujące. „Kiedyś miałam narzeczonego, ale odbiła mi go inna kobieta. Wtedy coś we mnie pękło. Postanowiłam, że już nigdy więcej nie dam się skrzywdzić. Uznałam, że już zawsze będę tylko kochanką. Uwodzę zajętych mężczyzn, a potem porzucam ich. Mam wtedy wrażenie, że odkupuję krzywdę, która kiedyś została mi wyrządzona. Nie znoszę kobiet. Uważam, że większość z nich jest zdolna do wszystkiego. To był kolejny argument przemawiający za tym, aby zawsze chronić się przed rolą ofiary”. „Mój przypadek jest stary jak świat. Zakochałam się i nie wiedziałam, że on ma żonę. Okłamał mnie. Gdy prawda wyszła na jaw, byłam już pod jego wpływem. Nie potrafię z niego zrezygnować, chociaż wiem, że krzywdzę inną kobietę. Nie wiem jeszcze, czy będę próbowała zawalaczyć o to, aby zdegradować tamtą i stać się żoną mojego misia”. Zobacz także: Historia Piotra: „Kilka miesięcy temu miałem zamiar się oświadczyć, a dziś myślę o rozstaniu” Fot. „Uważam, że w życiu zawsze należy myśleć przede wszystkim o sobie. Już nie raz przekonałam się, że nie warto być zbyt dobrą osobą. Prędzej czy później znajdzie się osoba, która zada cios. Dlatego nie ma dla mnie żadnego znaczenia, że mężczyzna, z którym się spotykam, jest żonaty. Dla mnie jedynym wyjątkiem od reguły, byłaby sytuacja, gdyby on miał dzieci. Ich nie potrafiłabym skrzywdzić. Na szczęście mój partner nie posiada potomstwa, a jego żona w ogóle mnie nie obchodzi”. „Czuję się niezbyt komfortowo z tym, że sypiam z zajętym facetem. On ma dziewczynę, z którą chce się ożenić, ale uważa, że seks to seks. Jego legalna partnerka o niczym nie wie i nigdy nie zgodziłaby się na taki układ. Dlatego wszystko trzymamy w tajemnicy. Mimo wszystko sypiam z nim. Wiem, że jak nie ja, znajdzie sobie inną i jego narzeczona tak czy siak będzie zdradzana. A tak przynajmniej mam świetnego kochanka”. „Mam ogromne wyrzuty sumienia w związku z tym, że jestem kochanką zajętego mężczyzny. Kilka razy próbowałam zakończyć nasz układ, ale nie potrafiłam. Zawsze do niego wracałam. Po prostu kocham go i jestem zbyt słaba”. „Wszystkie kobiety są wredne, więc nie należy się nimi przejmować. Takie jest moje zdanie. Poza tym facet też bierze w tym udział. Jak sam się pcha w moje ramiona, a ja czuję do niego pociąg, dlaczego miałabym się z nim nie związać? Obecny układ bardzo mi odpowiada. Jestem nianią i romansuję z ojcem dziecka, którym się opiekuję. Żona o niczym nie wie i jest okropną zołzą. Mój kochanek sporo mi o niej opowiadał. Dlatego nie mam żadnych wyrzutów sumienia”. Fot. „Jestem przyzwyczajona, że biorę to, co chcę. Mężczyzn również”. „Od prawie 10. lat jestem kochanką żonatego mężczyzny. On prowadzi podwójne życie i jego żona również. Dlatego nie mam wyrzutów sumienia. Nikogo nie krzywdzę. Wygodnie mi w takim układzie i nie mam zamiaru z niego rezygnować”. „Nie lubię tego, że jestem kochanką, ale w sumie nic lepszego już mnie nie czeka. Najlepsze lata młodości poświęciłam mojemu kochankowi. Wiele razy obiecywał, że zostawi dla mnie swoją partnerkę, ale nie zrobił tego, bo łączą ich interesy. Z nią jest dla kasy, a ze mną z miłości”. „Od jakiegoś czasu jestem kochanką pewnego mężczyzny. Teraz wyszło na jaw, że on ma żonę i dziecko! O niczym nie wiedziałam. Mam zamiar to zakończyć, ale obawiam się, że prawda kiedyś wyjdzie na jaw. Wtedy i tak będę tą najgorszą, chociaż byłam przekonana, że spotykam się z wolnym facetem. A ja sama jestem ofiarą”. Zobacz także: Historia Szymona: „Kochanka działa mi na nerwy. Chce normalnego związku albo o wszystkim powie mojej żonie!” Fot. „Czy mam wyrzuty sumienia, że jestem kochanką zajętego faceta? Pewnie, że tak, ale już mniejsze niż kiedyś. Obiecywałam sobie wiele razy, że zakończę ten chory układ, ale on zawsze mnie przebłaga. Ma swoje sposoby. Poza tym jego partnerka o niczym nie wie. Skoro nie cierpi to chyba nie muszę się tym tak bardzo przejmować? Oboje z moim kochankiem jesteśmy bardzo ostrożni”. „Jestem kochanką od dwóch lat. Porzuciłam dla mojego kochanka narzeczonego, chociaż wiedziałam, że z nim czeka mnie co najwyżej los kochanki. Kochałam go jednak tak bardzo, że zdecydowałam się na to poświęcenie i na skrzywdzenie innej kobiety. Teraz okazało się, że on miał wiele kochanek i tylko mamił mnie czułymi słówkami. Jego żona dowiedziała się o wszystkim i zrobiła ze mnie oraz z tych innych kochanek podłe zołzy. Chyba będę musiała wyprowadzić się z mojej miejscowości, bo jestem napiętnowana. To będzie dla mnie nauczka na całe życie”. „Zawsze uważałam, że ważne są tylko chwile. Dlatego dałam sie ponieść zakazanemu uczuciu. Jestem kochanką żonetgo od kilku miesięcy. Na początku miałam obiekcje i próbowałam uciekać przed miłością, ale uczucie okazało się silniejsze. O jego żonie staram się nie myśleć...” „W swoim życiu miałam już wielu kochanków. Wszyscy byli zajęci. Specjalnie wybieram właśnie takich, bo nie znoszę innych kobiet. Lubię robić im na złość”. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia Trzy tygodnie temu zaznaczyłam sobie tę historię jako niezwykle efektywną metodę wypalania sobie dziury w mózgu. Nie sądziłam, że do niej wrócę, ale przypadkiem zerknęłam na to jeszcze raz i… znowu mnie ścięło. “Miałam męża i kochanka, czy zasługuję na karę?” – zapowiadało się dość banalnie, a sensacyjnych zwrotów akcji tyle, że łoch… Ten zacny artykuł pojawił się 12 marca w Daily Mail. Nagłówek – “Miałam męża i kochanka” – wraz z informacją, że rady udziela znana dziennikarka, Bel Mooney nie obiecywała mi wiele, bo zwyczajnie nie wiedziałam kto to jest. Przeczytałam jedną, na więcej nie mam odwagi. Laska leci z grubą ściemą przez tysiąclecia. Nie znam, nie wiem, czy ludzie naprawdę tam piszą, czy to jedna z tych klasycznych rubryczek z “pytaniami do eksperta”, który i odpowiedzi i pytania załatwia we własnym zakresie. Podmiot liryczny dziesięć lat temu wdał się w romans z cudownym mężczyzną, dla którego porzuciła męża. Rodzina i dzieci poszły równym frontem, wszyscy za karę zerwali z nią kontakt. Wytrzymała tak pięć lat, po czym skapitulowała i zdecydowała się wrócić do męża, żeby odzyskać kontakt z dziećmi. Bez kochanka wytrzymała rok – nadal za nim tęskniła i chciała z nim być, ale wiedziała, że on nie zechce być jej kochankiem, a rodzina nie zaakceptuje jej wyboru. Skłamała więc, że rozstała się z mężem i przez cztery kolejne lata szła na kompromis, prowadząc podwójne życie: z ukochanym i z gościem, który jest tak cudowny i nieziemsko wspaniały, że albo: a) zachęcał rodzinę i dzieci do odcięcia się od niej z jasnym ultimatum, że to wszystko będzie obowiązywać dopóty, dopóki do niego nie wróci… b) nie zachęcał ich do niczego, ale odpowiadał mu ten stan rzeczy, c) w ogóle nie zauważył, co się dzieje. Nie powiedziała kochankowi o swojej rodzince z piekła rodem, pozwoliła mu wierzyć, że okłamywała go, bo tak było jej najwygodniej. Dowiedział się, że nadal jest z mężem. Wściekł się, życzył jej śmierci, zablokował jej wszystkie możliwe kontakty do siebie – uznała, że postąpił słusznie. Poczucie winy obudziło się w niej jakoś tak równo z rozstaniem z kochankiem, bo nie wspomina by miała problemy z funkcjonowaniem związane z krzywdą jaką wyrządzała – najpierw mężowi, którego zdradzała zanim odeszła… – potem kochankowi, od którego odeszła, choć nadal go kochała… – i mężowi, do którego wróciła, choć nie kochała… – a na koniec kochankowi, któremu wmawiała, że nie jest z mężem… – i mężowi, który sądził, że do niego wróciła… Dopiero jak straciła kochanka, zaczęła czuć ból nie do zniesienia i zrozumiała, że ma trudności z wybaczeniem sobie tego, co zrobiła. Chciałaby zostać ukarana za swoje niegodziwości, sama siebie nie poznaje i nie może się pogodzić z tym, jak bardzo skrzywdziła człowieka, który na to nie zasługiwał. Nazywa się inteligentną 59-latką. Najpierw miałam męża… potem byłam z innym mężczyzną… i wróciłam do męża… potem miałam męża i kochanka… a na koniec straciłam kochanka, ale zostały mi CUDOWNE dzieci, i rodzina, funta kłaków nie warta. No dobra dobra, zdrady zdradami, ale w TAKIM kontekście stają się problemem trzecioplanowym. Co to za “rodzina”? Co to za “dzieci”, które terroryzują matkę i szantażem wymuszają na niej preferowany przez nie styl życia? No jasne, że zaakceptowanie rozstania rodziców nie jest łatwe. Że bezradne patrzenie na to, jak porzucony znienacka ojciec cierpi, podczas gdy szczęśliwa matka układa sobie życie na nowo (o ile tak to wyglądało). Ale zerwać wszelkie kontakty z matką za karę, że odeszła od ojca i dać jej jasno do zrozumienia, że odzyska te kontakty skoro tylko wróci do ojca? I trwać w tym przez PIĘĆ LAT?! I dotrzymać słowa… Co to są za ludzie w ogóle? Można nie pochwalać, mieć za złe, wyrazić swój żal… ale żeby stawiać ultimatum? Co trzeba mieć we łbie, żeby członkowi rodziny, niby kochanej osobie wybierać partnera i szantażem, terroryzmem właściwie egzekwować swoje żądania? Przecież nic dobrego. Żadną miarą nic dobrego. A ten mąż… co on właściwie robił – opłakiwał jej nieobecność przez pięć lat? Czekał na nią? Próbował odzyskać? Zdecydował się jej wybaczyć, kiedy wróciła? Nic o nim konkretnie nie wspomina, ani że tęsknił, ani że jest wspaniałym mężem, ani że był… – bo ma to gdzieś, czy… nie był? Gdzie poczucie winy związane z tym, że on cierpiał, kiedy odeszła? Gdzie obawa, że może i teraz będzie cierpiał, jeśli się dowie o zdradach? No już bez przesady: nie trzeba człowieka kochać, lubić ani nawet szanować, żeby się liczyć z jego życiem. Ona niespecjalnie liczy się z nim… dzieci kompletnie nie liczą się z nią… jakie są w takim układzie szanse na to, że ten cudowny ojciec dorosłych dzieci liczy się z kimkolwiek poza sobą? Kto te rozwydrzone bachory wychował na socjopatów? Czy ten stan “miałam męża i kochanka” w ogóle zaistniał? Była z mężem, czy tylko stwarzała pozory bycia z mężem? Odpowiedź eksperta też sroce spod ogona nie wypadła. Potężny kaliber. Intryguje ją wspomnienie o pragnieniu kary za to wszystko, bo ludzie nie przepadają za bezkarnymi grzesznikami. Gloryfikuje… tabu – bez których jej zdaniem grozi nam upadek cywilizacji. Skłamałabym twierdząc, że nadążam za drugim akapitem. Odłożyliśmy religię na bok… zwróciliśmy uwagę na to, że ludzie lubią osądzać, choć nie przepadają za narzucanymi ograniczeniami… i że współcześni błądzą, postrzegając osądzanie innych za gorsze od siedmiu grzechów głównych razem wziętych, bo starożytni mieli rację, kiedy tworzyli definicje niecnych postępków. Starożytnych cywilizacji było kilka, a definicje grzechów i niegodziwości miewały całkiem odjechane nawet na tle innych, współczesnych sobie cywilizacji. Ewidentnie NIE odłożyliśmy religii na bok, skoro brniemy w motyw X przykazań i grzechów głównych (które ledwo się łapią na starożytny koncept, bo zaczęły się pojawiać w opracowaniach religijnych w ciągu kilkudziesięciu lat przed upadkiem Cesarstwa Rzymskiego). No ale mniejsza o pierdoły, chodzi przecież o konkretną, głębszą myśl, podkreśloną nieco zbyt zamaszyście w ramach zwiększania mocy oddziaływania tejże. A nie odkładając religii na bok: ktokolwiek twierdzi, że osądzanie innych jest gorsze od siedmiu grzechów głównych… nie myli się aż tak bardzo. Kto osądza jest pyszny, a pycha to najcięższy grzech. Wyciąga też łapę po to, co boskie, bo osądzanie Bóg zarezerwował dla siebie – zatem jest też chciwy i gniewny. Całe podium zgarnięte, a do tego spore szanse złamania czterech przykazań (I, VII, VIII, X) Pisze, że została już ukarana, skoro tapla się w poczuciu winy, które jak najbardziej powinna czuć. Z tym można by się zgodzić, ale w kolejnym zdaniu wyjeżdża armata. Daje jej do zrozumienia, że dzieci i rodzina, zrywając z nią kontakty i żądając powrotu do męża nie zrobiły nic złego, a co za tym idzie nie ma prawa czuć się tym zraniona ani skrzywdzona, bo to taka naturalna kolej rzeczy: ludzie tak postępują, powinna mieć tego świadomość i sama się na to zdecydowała odchodząc. Czyli… w momencie kiedy odeszła od męża, którego (już?, potencjalnie nigdy) nie kochała, żeby związać się z mężczyzną, którego pokochała… postąpiła źle, bo powinna trwać u jego boku do grobowej deski, skoro rodzina i małżonek tak sobie życzą? To pochwała zdrady czy przepisik na samobójstwo? Rozpływa się nad domniemanymi przymiotami jej męża i nie rozumie, jakim cudem znalazła w sobie dość siły na to, by przez cztery lata okłamywać wszystkich dookoła. Czyż to nie jest przypadkiem jedyny dostępny kompromis? Skoro nie mogła od niego po prostu odejść i być z mężczyzną, którego kochała, nie tracąc kontaktu z rodziną i dziećmi, to co miała robić? Cierpieć z tęsknoty za tym, którego kocha? Czy zapomnieć o nim i skupić się na braku miłości do tego, z którym “powinna” spędzić resztę życia? Przecież to też byłoby życie w kłamstwie: udając, że wszystko jest w porządku, że go kocha i jest z nim szczęśliwa też byłaby dwulicowa. Co jej zostało? Kapitulacja i samobójstwo albo kombinowanie i szukanie kompromisów. Przecież ten jej wybór, w tak beznadziejnie absurdalnych okolicznościach niósł ze sobą najniższą dostępną dawkę obłudy na jaką miała szansę. Te rozwydrzone bachory, które nie miały skrupułów, by ją olać i wymuszać od niej powrót do męża, prawdopodobnie odcinając ją też od kontaktu z wnukami zasługiwały na dokładnie to samo, co od nich dostała: czyli na oświadczenie, że ona również nie ma ochoty na żadne kontakty z nimi, skoro nie obchodzą ich jej uczucia. Cudowny ukochany albo nie dbał o to, że nie umie się na to zdobyć, albo uważał się za istotniejszego od jej terroryzującej rodzinki – bo przez pięć lat raczej nie przeoczył, że miała rodzinę, która zerwała z nią kontakt i że cierpi z tego powodu. Jakie warunki takie kompromisy. Chciała mieć kontakt z rodziną, chciała Misiaka… cóż innego mogła wymyślić? Starożytne rozwiązywały takie problemy szybką transformacją z nieszczęśliwej żony w wesołą, niezależną wdówkę, ale rozwój toksykologii znacznie ograniczył kreatywność na tym polu. Dalej mamy już chyba do czynienia z jakąś projekcją, bo udzielająca rady zaczyna pisać gorący romans, który nijak nie wynika z treści pytania. Miałam męża i kochanka i byłam tym stanem ciężko zachwycona to jednak nie to samo, co miałam męża i kochanka, choć bardzo chciałam móc być tylko z jednym z nich. Ekspertka wyraża zrozumienie dla niezwykłej siły namiętności, która przyciągała ją do kochanka i chciwości, która sprawiła, że zapragnęła mieć ich obu. Snuje wizję o ekscytującym napięciu i źródle emocji, jakim było dla naszej bohaterki miotanie się między statecznym i dającym poczucie bezpieczeństwa mężu a dzikim ogniu lędźwi, jaki budził w niej kochanek – a wszystko to w ramach ucieczki przed nieuchronną starością. Miałam męża i kochanka… cóż za wspaniały układ! Może troszkę popłynęłam z tym tłumaczeniem, ale przecież dokładnie o to chodzi: nie zważając na nic piszemy gorący romans. Jaki lęk przed starością? 59 lat to miała w momencie, kiedy sprawa się rypła. Bo “kochanka”, który pierwotnie i docelowo wcale nie miał być kochankiem, tylko jej partnerem życiowym poznała mając lat 49 lub mniej. Już wtedy zaczęła uciekać przed starością? Niespożyte siły witalne tego gościa powinni rozsławiać mistrele… Przecież to nie był żaden gorący romans, tylko 9-letni związek. 10 lat była w gościu zakochana i chciała z nim być, nadal by chciała. To nie brzmi jak żądza adrenalinki tylko chęć zmiany czegoś w życiu i szukanie szczęścia tam, gdzie ono przynajmniej wydaje się być – zamiast czekać, aż się pojawi tam, gdzie go na pewno nie ma. Ooo… a’propos projekcji. Voila! Sama zdradzała – chyba na tej zasadzie, którą chwilę wcześniej opisała – więc wie, jak to jest. Ach, jakże cudownie mi było, kiedy to JA miałam męża i kochanka… A dokładniej: wie jak to było z nią. No a skoro wie, co sama robiła i jak się z tym czuła, to może łaskawie zdjąć z jej barków ciężar bezlitosnych i negatywnych podsumowań, jakimi uraczą naszą bohaterkę czytelnicy. Nie zdejmuje, nakłada jej własny – kompletnie ignorując fakt, że sytuacje nie są analogiczne. Czuj się winna, czuj się grzeszna. Myśl o tym, jak bardzo skrzywdziłaś swojego niewinnego męża i o tym, jak bardzo jesteś nieszczęśliwa w związku z tym, że straciłaś ukochanego. Czy można sobie wybaczyć? Jezus uratował kobietę, która miała zostać ukamienowana mówiąc, że tylko ktoś kto nigdy nie zgrzeszył ma prawo rzucić pierwszy kamień. Potem powiedział jej “Idź i nie grzesz więcej“. Taki morał dla osądzających i osądzonych. Nie mówi “idź i wybacz sobie“. Bo możliwe, że nigdy sobie nie wybaczysz. Aleśmy odłożyli religię na bok, łohohoho. W tym fragmencie Biblii nie chodzi ani o kobietę ani o jej grzechy, ani nawet o osądzanie. To próba doprowadzenia do śmierci Jezusa, który miał ją osądzić – z osądzaniem jej nikt tam nie miał najmniejszego problemu. Jezus mógł ją osądzić, był do tego upoważniony. Zgodnie z prawem mojżeszowym “zasługiwała” na śmierć. Zgodnie z wiedzą faryzeuszy, Jezus był żydowskim prorokiem. Zgodnie z obowiązującym na tych terenach prawem rzymskim tylko rzymskie władze mogły wydawać wyroki śmierci. Chytry plan był taki, że Jezus albo – jako żydowski prorok wyda wyrok zgodny z prawem mojżeszowym, ale sprzeczny z rzymskim, skazując się jednocześnie na śmierć, albo – jako gość, który chce przeżyć, nie wyda wyroku zgodnego z prawem mojżeszowym i straci wyznawców, z których większość była Żydami i przestrzegania prawa mojżeszowego od niego oczekiwała. No i Jezus teoretycznie wydał wyrok zgodny z prawem mojżeszowym – bo w domyśle niby mogli ją ukamienować – ale postawił warunek, przez który faktycznie nie mogli jej ukamienować, w związku z czym formalnie nie skazał jej na śmierć, nie złamał rzymskiego prawa i sam się za to na karę śmierci nie kwalifikował. On jej nie uratował. Śmierć jej nie groziła. Prawo rzymskie nie przewidywało kary śmierci za cudzołóstwo. Gdyby mąż przyłapał ją in flagranti i w szale zazdrości zabił, to może nie groziłaby mu kara za morderstwo, ale realnie to miał prawo do natychmiastowego rozwodu i zatrzymania posagu w ramach rekompensaty za straty moralne. W tamtym momencie ratował tylko siebie, ona jest w tym wszystkim bardzo mało istotna… O ile w ogóle jest winna: przyprowadzili laskę, twierdzą, że cudzołożyła i sugerują, że ją na tym przyłapali, ale nic nie mówią o okolicznościach, tylko żądają wyroku na gębę. Nasuwa się pytanie: sama cudzołożyła? Jak już kto czytał Biblię to wie, że procesy nie polegały na tym, że przybiega banda jakichś lokalnych łebków, stwierdza, że oto mają winnego jakiegoś tam czynu i raczą tekstem klasy “proszę nam autoryzować wymierzenie kary i będziemy spadać“. Morał o fałszywym i pochopnym osądzaniu tam jest, i owszem, ale dotyczy cwaniaczków, którzy nie zadali sobie trudu sprawdzenia, z kim właściwie mają do czynienia i chcą wydawania sądów, bo niby to z nich tacy pobożni Żydzi – ale nie chodzi im o pobożność, sprawiedliwość, respektowanie jakiegokolwiek prawa: chcą finezyjnie pozbyć się ze świątyni gościa, który im bruździ, ale są dla niego za ciency w uszach. Teoretycznie niby przerzuca odpowiedzialność za wymierzenie wyroku na nich – no bo jeśli czują, że są bez grzechu, to mogą rąbać kamulcem – ale to tylko takie gadanie: nie mogą. On nie ma prawa wydawać wyroku śmierci, oni też nie. Jeśli ją zabiją, sami będą podlegać karze, a tłumaczenie, że nie znali rzymskiego prawa nie przejdzie. Tam było tylko jedno życie na szali – Jezusa, a nawet on jakoś szczególnie zagrożony śmiercią w tamtym momencie nie był, bo nie urwał się z choinki, znał rzymskie prawo. Morał, który serwuje ta szurnięta baba jest nie tylko wyjęty prosto z dupy i pozbawiony kontekstu tej konkretnej przypowieści, ale i obdarzony epicką interpretacją, całkowicie sprzeczną z naukami Jezusa, który nie zalecał kiszenia się w poczuciu winy aż człowieka szlag trafi. A jej kochanek też zasługuje na cierpienie, bo był współwinny. Współwinny czego dokładnie? Związku z zamężną kobietą, która odeszła od męża? Związku z kobietą, która – zgodnie z jego wiedzą – nie była w żadnym innym związku? Możesz odpokutować swoje winy jedynie dzięki dobremu życiu z mężem. On nie zasługiwał na to, by go zostawić i okłamywać. Stań się znów kobietą, którą kiedyś pokochał. Tak to już jest moja droga. Z czasem ból osłabnie, a kiedy już będziesz stara, spojrzysz wstecz i będziesz się dziwić, że na własne życzenie zafundowałaś sobie tyle cierpienia – miłość, nie miłość (zrozumiesz, że nie warto było). Czyli… najwyższy czas znaleźć w sobie jeszcze większe, niezmierzone wręcz, bezkresne pokłady obłudy, które próbowała z siebie wycisnąć po pierwszym rozstaniu z kochankiem i niedługo wytrzymała takie życie, wypełnione samym kłamstwem. Pewności, czy ten mąż faktycznie taki cudowny, wspaniały, wyrozumiały i kochający nie ma. A jeśli – to czy ten cudowny, wspaniały, wyrozumiały i kochający facet nie zasługuje na kogoś, kto będzie go kochał? Ona ma się samoudręczać w ramach pokuty, a on ma być nadal okłamywany? W imię czego? Gdyby kobieta faktycznie biadoliła “miałam męża i kochanka… obaj cudowni, z żadnego nie chciałam zrezygnować“, to można by coś kombinować w tym kierunku, ale ona podkreśla, że czuje się źle bez człowieka, którego kocha, że cierpi, bo on doznał krzywdy. Nie sądzę, by doszła do takich refleksji. Ktoś wyhodował te kontrolujące, szantażujące bachory. Gdyby to było jej dzieło, cała banda chodziłaby jak w zegarku pod jej dyktando a jakiekolwiek skrupuły nawet nie przeszłyby jej przez głowę. Raczej zorientuje się, że dla osób, które latami udowadniały, że kompletnie się z nią nie liczą i nie potrzebują jej w swoim życiu inaczej, niż na własnych warunkach oszukała i skrzywdziła człowieka, którego kochała i z którym miała szansę się zestarzeć szczęśliwa, a nie zakłamana i cierpiąca. To jest porada pod publiczkę, kosztem człowieka. Czy ta konkretna kobieta istnieje, czy nie, pewnie znajdzie się co najmniej jedna, która uzna, że to jak o niej. A publiczka jak to publiczka, ślepa i durna. Zapowietrzy się na “kochanka”, kilkunastu wersów nieskomplikowanej historyjki biblijnej nie przeczyta, a pińcet razy w ciągu życia rzuci sobie tym, co niesłusznie uznaje za jej morał.

podwójne życie mąż i kochanek